top of page

Finał finałow #stadionowe podróże Kijów 2018


Dla mnie było to oczywiste po losowaniu ćwierćfinałów. Jeżeli Real dostanie się do finałów będzie grał z Liverpoolem. Wiedziałem, że poradzą sobie z City. Każdy kto analizuje ich grę w lidze angielskiej wie, że The Reeds najlepiej sobie radzą z drużynami z czołówki. I w sumie jest to wymarzony finał. Oczywiście jeszcze lepszy byłby z Barceloną, ale za dużo było tych meczy drużyn z tego samego kraju w ostatnich latach. Championse League nie jest kolejną kolejką ligową. To święto piłki, najwyższa jakość, najbardziej zacięte mecze. Spektakularne i nerwowe końcówki.


Plan wyjazdu na finał Ligi Mistrzów na mecz Realu kiełkował we mnie od dobrych paru lat. Pamiętam jak sprawdzałem loty LOT-em do Lisbony na pierwszy, w sumie najbardziej dramatyczny finał w ostatniej dekadzie. Miałem już znaleziony hostel, a mecz w razie czego jakby nie udało się obejrzeć na stadionie smakowałbym w Fan Zonie.


Potem był Mediolan i Cardiff. Oba miasta z lotami z Gdańska, z dobrym połączeniem. Mediolan przez Bergamo, Cardiff przez Londyn. Zawsze w sumie na przeszkodzie stał fakt, że bardzo chciałby jechać ze mną mój syn. Nie mogłem tego zrobić Mikołajowi. Jechać na mecz i go nie zabrać. Dlatego za każdym razem rezygnowałem z tych wyjazdów.


Kijów jednak był jak magnes. Loty z Gdańska, dobre ceny na miejscu. Nigdy nie byliśmy na Ukrainie. Byłem strasznie ciekawy miasta, ludzi, stadionu, organizacji. W sumie w kraju w którym toczy się wojna. Sąsiad. To zobowiązuje - musimy jechać.


Z kupnem biletów na samolot do Kijowa czekaliśmy do ostatniej chwili. Nie byłem pewny swego. Real miał drogę cierniową do finału - PSG, Juve, Bayern. Nie pamiętam kiedy mieli ciężej. Do tego wyszli z 2 miejsca w grupie. Pierwszy mecz grali z drużyną z Paryża, która akurat w tym meczu do 80 minuty była lepsza. Co z tego jak przegrali 3:1? Kolejne mecze to kolejne rozdziału niesamowitych spotkań Królewskich. Każdy z pięknymi golami, każdy z kontrowersjami. One zabierają trochę z satysfakcji zwycięstwa, wyjścia z grupy. Sytuacja z karnym w ostatniej minucie w Madrycie, czy szereg sytuacji w meczach z Bayernem nie zmienia faktu, że te drużyny mogły atakować, strzelać gole i wygrywać. Za 5,10 czy 15 lat nikt nie będzie pamiętał drogi Realu do finału. Wszyscy zapamiętają, że wygrali ten Puchar 3 razy z rzędu.


Ten odstęp czasowy od półfinału do finału daje Ci taki dystans i na moment zapominasz jak ważny jest ten mecz i jaką ma stawkę. Dopiero jak wsiadasz w samolocie w Gdańsku i widzisz 30 śpiewających fanów Liverpoolu wiesz, że lecisz na święto. Lot szybciutko minął. Nawet nie minęły 2 h i jesteśmy w miejscu, które wygląda jak poczta. Ale nie to tak wygląda lotnisko w 6-milionowym mieście. Jest ciekawie.


Szukamy autobusu, ale po chwili podbiega pomocny Pan, który swym Mercedesem zawiezie nas do hotelu za 10 euro. Nie wiemy czy to dużo czy mało, ale po przejechaniu ok 15 km wiemy, że to świetna cena. Jest ciepło, jest pięknie. Jest monumentalnie. Miasto jest ogromne, ciągnie się wzdłuż i wszerz. Wysokie drapacze ale i chatki jak z Podlasia. To miasto jest pełne kontrastów. Przy Lamborgini staje Wołga. Pod biurowcem z najnowszym iMaciem Pani sprzedaje czosnek za równowartość naszych 30 groszy.


Ale nie po to tu przyjechaliśmy, Pan za kolejne 10 euro zawiezie nas z powrotem do centrum Kijowa. Już o 16 mecz Legend Liverpoolu i Realu. Po chwili lądujemy w Fan Zonie. Małe boisko po którym biegają Dudek, Roberto Carlos, Karambeau i Makelele jest tak oblegane, że nic nie widać. Trudno się przecisnąć. Ale po chwili odkrywamy ogromną ilość atrakcji przygotowanych przez sponsorów. W sumie to jest Zong! Zupełny dla mnie, finał LM, czyli coś związanego jednak ze sportem (chociaż przez te 90 min), a tutaj wielka stanowiska Pepsi, Lays i Heinekena. Co począć? Wejść w to i próbować oszukać system. Wygrać bilet na mecz można w wielu miejscach. Podchodzimy pod kilka z nich, ale nie mamy szczęścia


Aha… nie wspomniałem…. Nie mamy biletów. Oczywiście próbujemy je zorganizować przed wyjazdem, ale na stronach koników ceny są kosmiczne. Najtaniej było to ok 6000 zł. Dramat. Jak jest z biletami na finał - w marcu jest losowanie i ceny są normalne. Każdy może spróbować , chętnych jest wielu. Ceny od 70 euro do 300 euro. Ale wiadomo. Nie wiesz czy wystąpi Twoja drużyna. Może też próbować wolontariatu i pracować przy obsługi meczu.


Tak więc ciśnienie z biletami mamy od początku pobytu. W sumie każdy kibic Madrytu to potencjalny posiadacz 2 dodatkowych biletów, które mogły by być nasze. Ale jest ciężko, ceny dochodzą do 1000 euro za bilet. Trudno, idziemy jeszcze na pyszne jedzenie. Płacimy za jakiś ogromny obiad z 80 zł i wracamy Uberem do hotelu. Po drodze mijamy coraz rozśpiewanych kibiców Realu Madryt.





Zaczynamy dzień hotelu, w którym są inni fani. Większość z Liverpolu. Z noclebiem udało nam się bardzo. Był z tym duży problem, znaleźliśmy 2-osobowy pokój ok 35 m2 z łazienką z wanną za ok 500 zł za 3 doby. Jest ok 10 km od centrum, ale jest dojazd metrem (cena 30 groszy) lub Uberem (20 zł). Zabieramy więc 2 hiszpanów, którzy przyjechali na mecz i jadą do centrum. Pokazują nam swoje bilety i mówią, że jak uda się gdzieś zorganizować je dla nas dadzą nam znać. Fajnie, że udało się nam zrobić zdjęcia. Wiemy jak wyglądają oryginalny ticket. To bardzo ważne jeżeli chcemy znaleźć je na mieście:




Uwielbiam rozmawiać z takimi ludźmi. Facet po 50-tce , jest kierownikiem na basenie, na Santiagou Bernabeau jest co tydzień. Dla niego wyjazd na finał LM jest tak normalna jak dla nas pójście do pubu. Rozmawiamy o odczuciach przed meczem i słyszę tylko to:


I don’e expect miracles. I just want a normal game. If we play our football we will win it. We are better then Liverpool.


Rozpuściłeś tych kibiców Perez, dla nich finał LM to norma, a wygranie w nim reguła.

Zupełnie inaczej podchodzą do tego fani z Liverpoolu. Są fantastyczni, jest ich chyba, ze 100 tysięcy. Potrafią zaśpiewać przyśpiewkę do każdego utworu, który usłyszą. Do tego dobrze się bawią, z rana nie było ich za wielu. Większość odsypia piątkowe szaleństwa. Oczywiście wierzą w swój zespół, a najbardziej w Salaha. Dla nich to piłkarz jak Messi. Wyjątkowy. W rozmowach z nami proszę nas o ten puchar, mamy ich tak dużo. Jeden w tą czy w tamtą nie robi różnicy.


No dobra….dawać te bilety.


Idziemy pod Stadion Olimpijski. Jest ogromny, robi wrażenie i jest w samym centrum. Wszystkie ulice zamknięte, jest słonecznie i totalnie bezpiecznie.






Pod stadionem młyn. Bilety są odbierane z kas i oczywiście wokoło pełno chętnych. Fajnie jak możesz kupić bilet we 2 osoby, tak jak My. Wtedy jest szansa, że pójdzie sprawniej i łatwiej. Wypatrujemy hiszpanów, ale takich klasycznych. Widać, że to kibice z dziada pradziada. Mają 2 bilety na zbyciu 2 kategoria- normalna cena 320 euro za 1. Koniec końców sprzedali za 400 euro. Świetna cena. Wiem, że były ceny nie spadły poniżej 800 euro przed meczem. Pełno Ukraińców przyjechało na ten mecz z zagranicy, próbowało kupić. Było naprawdę ciężko.


Kantor, bankomat, kantor. Miki dzwoni w napięciu - Tata, kiedy będziesz? W końcu wracam i jest.

Sprawdzamy jeszcze z naszym zdjęciem. To oryginalne bilety. Jak już je mamy w ręku wszystko odpuszcza. Czujesz lekkość i nic Ci nie przeszkadza. Nic nie musisz jeść, pić. Całe zmęczenie poszło w zapomnienie. Adrenalina i przypływ emocji wzrusza mnie. Muszę usiąść.





Wracamy do hotelu, bierzemy szaliki, koszulki. Szykujemy się do meczu oglądając klasyczny finał Liverpool-Milan. Jeden z najbardziej ulubionych. Z Polakiem w roli głównej. Z niesamowitym Milanem. Oni wtedy mieli taki skład jak z kosmosu (Seedorf, Kaka, Pirlo, Crespo, Schevczenko, Cafu, Maldini) i przegrali. Taki jest Liverpool. W Lidze Mistrzów, Europy ta drużyna zawsze daje radę. Walczy do końca, ściga się z marzeniami. Najbardziej utytułowany angielski klub. Fani, którzy jadą w ciemno za nimi, mają koszulki ze Stambułu. Co oni musieli wtedy przeżyć? Tylko polski kibic ich zrozumie, który ciągle musi męczyć się z totalną ambiwalencją drużyny narodowej.


Stadion robi duże wrażenie, na finał LM wybierane są obiekty z widownią powyżej 60 tysięcy widzów. Lokalizacja jest w centrum - dojazd jest bardzo wygodny, pomimo, że mecz jest o 20 lokalnego czasu już o 15 meldujemy się na obiekcie.





Od razu spotykamy Andrzeja Juskowiaka, który wspólnie ze Szpakiem będzie komentował mecz w TVP. Wymieniamy parę uprzejmości, z racji, że on jest napastnikiem zakładamy, że w meczu padnie dużo goli. Oby.


Wchodzimy na naszą trybunę, a ponieważ jest pod loża prasową pierwsze 2 osoby, które widzimy na stadionie to Steven Gerard oraz Rio Ferinand, którzy będą komentować spotkanie w studiu brytyskiej stacji. Szok. Musisz usiąść, nie byłeś na lepszym meczu.


Oczywiście pizza jest zimna, piwo bez alkoholowe, ale stadion się zapełnia. Kibice Liverpoolu odkupili masę biletów od innych kibiców i siedzą wszędzie. Dla nich to święto. I w sumie to w tym momencie zaczyna się skupianie na detalach, których nie doświadczysz w telewizji. Real przyjechał na stadion dobre 40-50 minut wcześniej. Weszli na murawę, pospacerowali, zaczęli się koncentrować już na stadionie. Liverpool w tym czasie przedzierał się przez korki. Nie wiem na ile takie detale mają znaczenie, ale wtedy wydawało mi się to ważne.


Do meczu nadal dużo czasu, ale coraz więcej fanów, którzy mają przygotować kartonadę przychodzi. Możemy jeszcze powymieniać się opiniami. Przewidywaniami. Madristas pewni swego, kibice Liverpoolu wierzący w swoją drużynę, która oczarowała Ligę Mistrzów. Nastrzelali najwięcej goli od lat, a taki Milner uzbierał prawie 10 asyst.


Występy, fajerwerki, Szewczenko przynosi puchar. W końcu coraz bliżej pierwszego gwizdka. I wtedy słyszymy hymn Realu, a po chwili coś co nie zapomnę do końca życia. You never walk alone odśpiewany przez blisko 40 tyś kibiców Live. Ciary, dreszcze. Filmiki wprowadzające do finału genialne. Ten z historią Kop, stadionu, legend Liverpoolu - w starym stylu czarno biały. Wspaniała historia.


Zaczyna się mecz. I naprawdę tyle się dzieje, że pewne rzeczy umykają. Starcie Ramosa z Salahem z trybun wygląda jak standardowa walka o piłkę. Potem ten faul urasta do kluczowego momentu finału. Z mojej perspektywy lepiej dla meczu jakby Salah grał do końca. Liverpool wyglądał do jego zejścia świetnie, w każdej sytuacji mógł strzelić gola. Tak naprawdę zawodził trochę Firminio, który zupełnie zniknął po zejściu Salaha. Natomiast to co wyczyniał Mane, skrajni obrońcy Liverpoolu, jaką pracę wykonawał w środku Henderson i Milner to wszystko było godne podziwu. Ale Real tak już ma. Pozwala się wyszaleć, pograć, potłamsić, ale potem się podnosi i dyktuje warunki. Ale wierzcie mi Ci wszyscy pewni swego nażelowani goście z Madrytu mieli pełne portki strachu. Liverpool grał dobrze, a Real atakował na stronę kibiców Liverpoolu. Z naszej perspektywy dobrze, że nie było goli w I połowie. Padną w drugiej, a my będziemy je wszystkie dobrze widzieć.


Nie myślałem, że jednak padną takie gole.


Karius zagrał jak junior, bramkarz B-klasy. Benzema odnalazł się znakomicie, był tam gdzie być powinien, przyłożył nogę i strzelił pierwszego gola dla Realu w finale Ligi Mistrzów w swojej karierze. Ostatni Francuz, który dla Realu strzelił gola to Zidane i jego magiczny wolej z Glasgow.

Z perspektywy trybun ten gol wyglądał bardzo, bardzo dziwnie, Wielu fanów go nie zobaczyło, ponieważ podanie Krossa nie stwarzalo zadnego zagrozenia. Pilka sie toczyla wolno i na samym poczatku dziwilem sie, ze Benzema sie cieszy. Moze nie wpadnie, biegnij na bramke i wbijaj ją!


Radość wielka, ale gol z gatunku nie może się zdarzyć w finale. Powtórka z Bayernu.


Ale po chwili stadion odżył i znowu był cały czerwony oraz rozśpiewany. Gol Mane po dośrodkowaniu z rogu dał tlenu Liverpoolowi. Wszystko zaczęło się od początku. Znowu będzie nerwowo.


Wchodzi Bale.


I to w sumie kwintesencja tej zmiany. Wiecie, że on się wcale nie rozgrzewał. Ani z rezerwowymi, ani na stadionie przed meczem. Ze względu na kontuzje on ma jakiś swój program, który realizuje żeby nie pojawiły się kolejne urazy.


I ja się jak głupi pytałem przed meczem? Gdzie jest Bale? Czy ktoś go widział, co można wyczytać w internetach? Obraził się, że nie gra w I składzie? O co kaman?


Ale potem się rozgrzewał i wiadomo było, że wejdzie. 60 minuta w punkt. Isco, który go zmienił mógł być też bohaterem tego finału. Kilka minut wcześniej uderzył w poprzeczkę, a tuż przed zejściem zmusił Klaudiusa do dobrej interwencji.


To co wydarzyło się w ciągu kolejnych kilku minut to magia Ligi Mistrzów w czystej postaci. Gol z przewrotki w finale Ligi Mistrzów? Bez jaj. Takie gole padają jak są goleady, ale w grupie. Taki gol ma zdecydować o finale. Po tym strzale każdy chwyta się za głowę? Jak on to zrobił? Czyli powtórka gola z Juventusu autorstwa Ronaldo? Jaką trzeba mieć pewność siebie, żeby to zrobić. Przed tą edycją pamiętam 1 przewrotkę, jeszcze za starej edycji Milanu, kiedy Van Basten bił IFK Gotebergowi czy innemu Malmoe w grupie, ale oni wtedy wygrywali 4:0. A teraz przy 1:1.


Szok, piękny gol. Nawet jak teraz sprzedadzą Bale to za tego gola zostanie zapamiętamy przez wielu kibiców Madrista do końca życia. Jestem pewien, że jakby omijały go urazy byłby na tym samym poziomie co Ronaldo. On po prostu do ma. Do tego ma strzał.


I ten strzał zdecydował o finale. Znowu z pomocą bramkarza, który popełnił piłkarskie hara kiri. Wiem, że potem płakał. A koledzy i Klop go pocieszali, ale na tej pozycji Live przegrał mecz. Real albo szczęśliwie blokował, albo Navas bronił. Tymczasem Liverpool nie miał bramkarza bramce, w 2 sytuacjach miał ręcznik.


Fetowanie zwycięstwa, impreza, to już wisienka na torcie. Sam mecz był nawet trudny do ogarnięcia na poziomie piłkarskim. Był bardzo emocjonujący. Dopiero później w telewizji zobaczyłem jak dobry był to finał. 2 odmienne style gry, młodość kontra doświadczenie! Szalone gole kontra głupie interwencję! Klop kontra Zidane.


W sumie pewne rzeczy do nas nie docierały, słowa Ronaldo, kontrowersja z Ramosem. Nie dało się wtedy tego piłkarsko ogarnąć.


Ok. 1 wracamy do hotelu, ok 5 mamy już BlaBla Car do Warszawy. Trudno zasnąć. Wow.

Zrobiliśmy to byliśmy na Finale Ligi Mistrzów!

Był tam też Real!

I wygrał te rozgrywki 3 raz z rzędu!

Blancos 4-ever

Impossible is nothing.


Dziękuję, że byłeś na tym meczu ze mną Synku. Bez Ciebie by nam się nie udało!:)









Comments


Post: Blog2_Post

Formularz subskrypcji

Dziękujemy za przesłanie!

©2019 by maciejmaxblox. Proudly created with Wix.com

bottom of page