Jedna bitwa po drugiej
- Maciej Woźniak
- 6 dni temu
- 3 minut(y) czytania
Rzadko kiedy wychodzisz z kina z takim przeświadczeniem graniczącym z pewnością, że obejrzałeś jak to mówią Anglicy Instant Classic. Dzieło filmowe tak dobrze zrobione i spełnione, że już w trakcie seansu można mówić o obrazie kultowym. W swoim życiu mam tylko małe przebłyski takich chwil. Końcówka lat 80-tych i seans ET w nieistniejącym już kinie Aurora w Rumi, kiedy już z płaczem odchodziłeś z kolejki, która była największa jaką widziałeś. Na całe szczęście kasjerka była przyjaciółką Twojej Babci i jakimś cudem przypomniała sobie, że możesz usiąść pod projektorem na siedzeniu technicznym, na którym normalnienie nie ma biletów i siadają tylko pracownicy kina. Czy też na Matrixie w 1999 roku, kiedy cała moc głośników kina Neptun wdepnęła Ciebie w fotel i wycisnęła poczucie obcowania z fantastyką, której do tej pory nikt nie nakręcił. Gdańsk i spacerowicze na Długiej byli jak kod z filmu po tym seansie.

Gdy kilka lat temu PT Anderson opowiadał o swojej edukacji, drodze do reżyserii wspomniał o tym, że na pierwszych zajęciach wykładowca, który zajmował się scenariuszami powiedział do zgromadzonych uczniów, że jeżeli ktoś chce napisać nowego Terminatora 2 to wie gdzie są drzwi. Tutaj takiego filmu nie nauczy się robić. A PT zrobił. Ten komediodramat to też pełnoprawny film akcji. Możliwe, że w innych rękach byłby to rasowy polityczny thiller. A wyszło kino Totalne - nie umiejscowione w jakimkolwiek gatunku. Zagrane brawurowo, udźwiekowione wybitnie, a montaż i zdjęcia to już osobna kategoria, w której poruszają się rasowo najwybitniejsi twórcy - Spielber, Nolan, Scoresesse, Villneuve. A do tego tak bardzo współczesne. Wpisane w duch naszych czasów - nerwowych, stresowych, somatycznych- jakby seans był połączony z wizytą u kulturowego psychiatry. Ponieważ nie powstaje za dużo takich filmów, ten obraz jest jak wielki łyk świerzego powietrza w skostniałym od zarabniania kasy Hollywodzie. I pokazuje USA takie jakie się stają przez ostatnie lata. To już nie jest oaza wolności. Kraj jest coraz bardziej represyjny, ludzie podzieleni, a deptanie świętosci przychodzi łatwiej niż zjedzenie porannego bajgla w kawiarni (zakończenie imprezy licealnej przez wojsko, wtargnięcie do zakonu zakonnic, napięcie i rozruchy w mieście).

Nie było by jednak tego efektu pełnej satysfakcji bez świetnego scenariusza osadzonego bardzo mocno tu i teraz. Atakujący i śmiejący zarówno z lewaków jak i z prawicy (przerysowana, ale nie przeszarżowana rola Sean Peana). Leo Di Caprio zagrał rolę na skraju szaleństwa i paranoi. Po niedocenionym Nie patrz w górę, w końcu dostał świetny tekst i naturę starego hippisa oraz rewolucjonisty, którego jeszcze nigdy nie zagrał. Nie jest to jednak widowisko jednego aktora, ale genialny amerykański team work. Benicio Del Toro kradnie każdą scenę, a nastoletnia córka głównego bohatera Willa (Chase Infiniti) to uosobienie pokolenia płatków śniegu, ale z każda kolejną sekundą na ekranie uwalnia się jej rewolucyjna, często anarchistyczna natura jakby skóra zdjęta z marki Perfidii Beverly Hills (Teyana Taylor).

Co najbardziej udało się w tym filmie to skala, budżet pozwolił na więcej niż zwykle w kinie z ambicjami. Zdjęcia, muzyka czy dźwięk - cechy charakterystyczne kina PTA to prawdziwy stempel jakości. Ale dopracowanie filmu wykracza poza standardowe ramy. Nakręcony na 35 mm Vista Print doskonale sprawdza się na Imax, bo tak naprawde jest gartstka kin, które mogą wyświetlić tak seans (Odeon w Londynie). Większe szersze ujęcia chwytają więcej detali i tekstur, kolorów, które nie wyświetlisz na zwykłej taśmy filmowej. Ścieżka dźwiękowa to jak zwykle Masterpiece. Oprócz kolejnej owocnej współpracy z Greenwodem utwory wykorzystane w filmie to lista, którą można w każdej chwili włączyć i słuchać godzinami:
Jon Brion – "Bunker Bumper"
The Shirelles – "Soldier Boy"
Steely Dan – "Dirty Work"
The Ramsey Lewis Trio – "What Are You Doing New Year's Eve?"
Sheck Wes – "Mo Bamba"
Travis Scott ft. Kendrick Lamar – "Goosebumps"
Walk the Moon – "Shut Up and Dance"
El Fantasma ft. Banda Los Populares Del Llano – "Vengo A Aclarar"
Survivor – "Eye of the Tiger"
Ella Fitzgerald – "Hark! The Herald Angels Sing"
Jackson 5 – "Ready or Not Here I Come (Can't Hide from Love)"
Los Panchos – "Perfidia"
Jon Brion – "Global Bully"
Tom Petty and the Heartbreakers – "American Girl"
Gil Scott-Heron – "The Revolution Will Not Be Televised"
Ella Fitzgerald – "God Rest Ye Merry, Gentlemen"
Duch rewolucyjnych lat 70-tych unosi się nad tą scieżką dźwiękową, jak i nad całym filmem. Di Caprio to Big Lebowski AD 2025. On jako pierwszy powinien wyluzować, ale nie potrafi. W świecie, który sobie wykreował paranoja to nowa religia, a obsesja to paliwa codzienności tylko neutralizowane przez narkotyki i alkohol.
No i oczywiście finał na pustyni. Kapitalnie nakręcone sceny w aucie zaskakują i pomimo, że czepią z klasyków gatunku - Pojedynku na szosie Spielberga czy też Death Proof Tarantino. Taniec prędkości na dużym ekranie daje satysfakcję porównywalną z wizytą wesołym miasteczku na najszybszym rollercosterze. Jeżeli tylko macie okazje zaliczcie ten seans w IMAX-ie.

Komentarze